Dla ciała i dla ducha

Wakacje są szczególnie pełne sprzeczności. Dla wielu to pora beztroskiego wypoczynku i błogiego leniuchowania, ale też czas ciężkiej pracy, w upale, z drżeniem czy burza, huragan, grad nie zniweczą tego trudu. To wojaże po zagranicznych kurortach, ale często także szara codzienność podwórka z przysłowiowym trzepakiem. Wakacje to góry i morze, to las obfitujący w darmowe dary i pola pełne plonów – efektu znojnej pracy. Planując wakacje działamy pod  przymusem pracy lub finansów, albo dokonujemy wyboru pomiędzy mniej lub bardziej atrakcyjnymi ofertami spędzenia tego czasu.

Katolicki Klub Turystyczny „Wędrowiec” skutecznie połączył te wszystkie sprzeczności organizując w czasie wakacji zarówno dalekie wyjazdy, jak i spotkania w sali budynku przy Parafii pw. św. Józefa w Rzeszowie-Staromieściu. Wystarczyło powiedzieć: tak wchodzę w to, a potem faktycznie przyjść i pozwolić sobie na luksus bycia współtwórcą klubowej atmosfery.

Na początku lipca wędrowaliśmy w pogodną sobotę, w bardzo licznej grupie, po  wytyczonych  drogach, na Babią Górę. Piękno tamtejszych krajobrazów stało się także tłem do przeżycia dziewięciodniowych rekolekcji: „Wędrowania z Bogiem w Beskidzie Śląskim i Żywieckim”. Ograniczenia czasowe i wątpliwości: czy podołam, sprawiły, że w tej wyprawie wzięło udział 21 osób, w różnym wieku, stanie i doświadczeniach. Pytania o kondycję fizyczną okazały się nie do końca uzasadnione. Ćwicząc hart ducha można było pokonać gnuśność ciała i podołać trudom wędrowania z plecakiem pełnym zapasów na całe dziewięć dni, który z każdym kolejnym postojem stawał się ciut lżejszy. Pomocą była czasami możliwość wyboru trasy: łatwiejszej i trudniejszej, pójścia jeszcze gdzieś dodatkowo, albo wypoczynku. Atrakcyjny program podstawowej trasy wędrówki zachęcał jednak do spróbowania swoich sił, a aktywna postawa zamykających peleton wędrowców, sprzyjała skutecznemu i terminowemu dojściu każdego z uczestników do celu wyznaczonego na każdy dzień.

Nie bez znaczenia była perspektywa atrakcji czekających na nas w kolejnych schroniskach: ciepła woda (czasem w ograniczonej ilości), pyszne zupy, smakowite drugie dania (czasem nawet słodki deser), no i oczywiście czas na wspólne wieczorne pogaduszki (czasem nawet ognisko), przed zasłużonym snem we własnym cieplutkim śpiworku (zawsze w mniej lub bardziej mięciutkim łóżeczku). O wszystkie te ziemskie przyjemności zadbał nasz nieoceniony organizator wyprawy ks. Daniel, mózg całego przedsięwzięcia. Dzięki jego staraniom każdy mógł beztrosko iść, wypoczywać, pogadać, przemyśleć swoje sprawy, mając pewność, że jak na krasnoludki z bajki o Królewnie Śnieżce po całym dniu wędrowania będzie na nas czekała ciepła kolacja i pachnące łóżeczko.

Codzienne ziemskie rozkosze nie były jednak podstawowym atutem tegorocznej wielodniowej, wakacyjnej wyprawy. Jak zawsze, tak i tym razem podstawą było odkrywanie Boga w pięknie otaczającej nas przyrody i ludzi napotkanych na naszych drogach, przede wszystkim tych, z którymi wspólnie spędzaliśmy cały ten czas, często pomagając sobie nawzajem pokonywać trudności. Pomocą w tych poszukiwaniach były czytania w czasie codziennych Mszy św. przypominające wędrówkę Izraela z Egiptu i prawo nadane przez Boga. Komentarz ks. Wojciecha, kierowany do nas, pozwalał lepiej zrozumieć to słowo, a możliwość rozmowy w czasie konferencji prowadzonych także przez ks. Wojciecha, poruszających tematy bliskie osobom świeckim, takie jak rodzina, czy rola w Kościele Powszechnym, zapewniały, że osobiste przemyślenia mogły być bardziej owocne.

Piękno przyrody: majestatyczne, surowe wierzchołki Tatr widoczne na wielu panoramach rozpościerających się przed nami, wschody i zachody słońca, czasem spowite mgłami nadającymi tym porom dodatkowego uroku, dorodne jagody i maliny, zalesione wzgórza i doliny rozbłyskujące czerwienią dachów i wieczornymi światłami, owady uwijające się nad łąkami pełnymi kwiatów, to wszystko i jeszcze więcej było nam dane całkowicie i bez ograniczeń. Wystarczyło popatrzeć dookoła i chłonąć te wspaniałości. Codzienna trasa była też pełna niespodzianek i dodatkowych atrakcji: przejścia pod zwalonymi drzewami, szlaki po prawie pionowych zboczach, deszcz i słońce. To nie były problemy, ale okazja do dodatkowego sprawdzenia się, czasem powstania zabawnych sytuacji, a najczęściej bezinteresownej pomocy.

Szlaki, które przemierzaliśmy były bogate w miejsca poświęcone wędrówkom św. Jana Pawła II, liczne kapliczki i przydrożne krzyże. Dodatkowym ubogaceniem trudu naszego wędrowania była droga krzyżowa przy trasie prowadzącej z miejscowości Glinka na Krawców Wierch, z kamiennymi stacjami, na których zamieszczono cytaty z homilii Ojca Świętego. Rozważania na szlaku sprawiły, że pokonaliśmy to wzniesienie lżej niż wiele innych, teoretycznie łatwiejszych. Nagrodą był niezwykle gościnny gospodarz Bacówki pod szczytem tej góry. Naszą modlitwę dzieliliśmy też z mieszkańcami i gośćmi odwiedzanych miejsc. W ostatniej niedzielnej Mszy św. przed powrotem do domu, uczestniczyliśmy w kaplicy Matki Bożej Opiekunki Turystów, pod szczytem Okrąglicy. Przy pamiątkowych tablicach umieszczonych na ścianach kaplicy można się było zadumać nad życiem i śmiercią zdobywców gór i wędrowców, na czele z bł. Piotrem Jerzym Frassatim, zmarłym bardzo młodo, wielkim miłośniku górskich wędrówek, troszczącym się przede wszystkim o najuboższych.

Za wszystkie przeżycia tych niezapomnianych dni dziękowaliśmy sobie nawzajem, a przede wszystkim Ojcu Dyrektorowi i Ojcu Duchownemu, przepraszając za uchybienia, w których przejawiała się nasza ludzka natura. Bukiet polnych kwiatów należał się też Mamie naszej wyprawy – opatrującej wszystkie bolące kolana, palce i pięty.

W sumie od 25 lipca do 2 sierpnia 2015 r. przeszliśmy około 190 kilometrów na trasie z Ustronia do Jordanowa, pokonując szereg wzniesień: Wielką Czantorię i Wielką Raczę, Krawców Wierch, Romankę, Pilsko, Mędralową, Babią Górę, Okrąglicę, Policę i Cupel. Zdobyliśmy punkty do odznak turystycznych, w tym Górskiej Odznaki Abstynenckiej. Materialne pamiątki z wyprawy – plakietka, latarka i kubek z pamiątkową fotografią, to potrzebne akcesoria i pewnie z czasem nie zarosną kurzem. Jednak najbardziej istotne jest to, co wynieśliśmy z naszego duchowego „Wędrowania z Bogiem”, co pozostanie w nas nie tylko jako wspomnienia, ale jako impuls do przemyśleń, podsumowań, może zmian. Formuła marszowych rekolekcji z plecakiem i noclegami w schroniskach, radością z obcowania z przyrodą i grupą ludzi wśród których spędza się całe dnie i noce, pokonania własnych słabości, to deficytowe zjawisko na turystycznej i ewangelizacyjnej mapie. Pracując nad tężyzną ciała i siłą ducha te rekolekcje łączą w sobie wiele sprzeczności, pokazując całą pełnię różnych odcieni piękna, jeśli tylko chcemy je dostrzec.

Dobrze, że były i że można było wziąć w nich udział.


Agata Dąbal

Opublikowano dnia: 04.09.2015