Z dziecięcą radością
Katolicki Klub Turystyczny Wędrowiec uczcił jubileusz 8-lecia swego istnienia na kolejnej górskiej wyprawie. Jak przystało na prawdziwych turystów wyjazd zorganizowany w ramach tych obchodów był nie byle jaki. Klubowicze wyruszyli w sobotę 26 maja 2018 r. na szlaki Beskidu Małego zdobywając dwa wierzchołki: górę Żar słynącą ze zbiornika wodnego na jej szczycie oraz Czupel – najwyższe wzniesienie w tym paśmie – zaliczane do Korony Gór Polski.
W wyprawie wziął udział nestor podkarpackich turystów Zygmunt Solarski – Pigmej, będący ojcem i matką naszego Klubu. W tradycyjnie obchodzony 26 maja Dzień Matki dziękowaliśmy mu więc za bezcenny współudział w powołaniu Klubu do życia. Jako prawdziwi 8-latkowie zdołaliśmy nieco obrosnąć w piórka i mamy już w wielu sprawach swoje zdanie, ale nadal jeszcze pozostaliśmy dziećmi, którym tylko czasem zdarza się podejmować dojrzałe decyzje.
Wyjechaliśmy tradycyjnie ciemną nocą i w autobusie, niezależnie od wieku, słodko spaliśmy z przerwami na zabranie kolejnych wędrowców dołączających do wycieczki. Poranne mgły ścielące się nad łąkami i otulające drogę sprzyjały drzemce. W takiej atmosferze, z krótkim przystankiem przy autostradzie, dojechaliśmy do Porąbki, gdzie ugościł nas strawą duchową i materialną gospodarz tamtejszej parafii pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
Dzień 26 maja to wspomnienie św. Filipa Nereusza. Pomimo, że był doradcą papieży i kierownikiem duchowym wielu dostojników, a na obrazach jest przedstawiany jako poważny kapłan, to jest jednym z najweselszych świętych, znanych z wielu anegdot i powiedzonek. Bawił się z dziećmi na placach Rzymu. Wprowadził nowe metody pracy apostolskiej i duszpasterskiej, szokujące współczesnych mu wiernych. Troszcząc się o stan ducha i wiedzy religijnej organizował spotkania, koncerty i nabożeństwa w formie muzyczno-wokalnych oratoriów. Dziś takie imprezy wpisują się w normalny kalendarz katolika i nie pamiętamy, że zawdzięczamy je właśnie św. Filipowi – żyjącemu w zamierzchłych czasach XVI w.
Czytania mszalne i nauka naszego Ojca duchownego nawiązywały do radosnego bycia Dzieckiem Bożym. Przypomniały nam, że bez dziecięcej wiary: ufnej, pogodnej i bezwarunkowej, nie da się wejść do Królestwa Bożego. Do radości z każdej chwili, a przede wszystkim z czekających nas dalszych atrakcji w czasie wspólnego wędrowania, zachęcił nas także Ojciec Dyrektor. W wesołym nastroju chwaliliśmy Boga wspólnym śpiewem (co biorąc pod uwagę nasze stosunkowo niskie zdolności wokalne) zdarza nam się raczej rzadko.
Na zakończenie pobytu w gościnnej parafii zostaliśmy poczęstowani pyszną herbatą, doskonałym dodatkiem do porannych kanapek. Dzięki temu suchy prowiant stał się namiastką domowego śniadania serwowanego prawie „jak u mamy”.
Posileni, pełni nadziei na rozpoczynający się wspaniały słoneczny dzień, spędzony w otoczeniu przyjaznych ludzi i pięknej przyrody, raźnym krokiem wyruszyliśmy na szlak, podążając zgodnie z obowiązującymi w PTTK-u zasadami za naszym przewodnikiem Renią, „jak za panią matką”. Jednym skokiem wspięliśmy się na górę Żar, skąd rozciągały się widoki na otaczające wzniesienia Beskidu Małego i Śląskiego. Nie zabrakło wszelakich atrakcji dla mniejszych i starszych wędrowców: począwszy od szaleństw na torze saneczkowym, poprzez podziwianie panoram, pogadankę przewodnika o tym co widzimy i co powinniśmy wiedzieć o historii i walorach miejsca, w którym jesteśmy, małe co nieco dla głodnych brzuszków, skończywszy na beztroskim wylegiwaniu się na trawie w pełnym słońcu. Schodząc w dół mogliśmy doświadczyć ogromu zbiornika wodnego wybudowanego na szczycie góry dla potrzeb elektrowni wodnej. Obiekt ten towarzyszył nam aż do wejścia na kolejne małe wzniesienie, gdzie w trakcie krótkiego odpoczynku zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie, przyjęliśmy do naszego grona nowego adepta wspólnego wędrowania, a stałych bywalców nagrodziliśmy odznakami. W czasie marszu po otwartej przestrzeni, na czystym błękitnym niebie odznaczały się kolorowe paralotnie i szybowce. Wędrowaliśmy wesoło, z entuzjazmem, jak dzieci ze skrzydłami u ramion.
Nasz optymizm nieco przygasł w czasie przejścia przez asfaltową część trasy z Międzybrodzia Żywieckiego do Czernichowa, gdzie zaczęliśmy wspinaczkę na Czupel. Kolejny odcinek trasy pomimo, że prowadził już leśnymi drogami, ocienionymi drzewami, był długi i trudny. Niełatwo było znaleźć najlepszy sposób na jego pokonanie: czy iść szybko, z krótkimi postojami, czy równym tempem nieco wolniej. Wydawało się, że nigdy nie osiągniemy szczytu. Tym większa była satysfakcja z dotarcia do celu, w swoim własnym rytmie i w sobie tylko właściwy sposób.
W dół prawie zbiegliśmy. Czekał tu już na nas autobus, a w nim czyste, nieprzepocone koszulki, lekkie buty i wygodne siedzenia, z perspektywą słodkiej drzemki. Wpadliśmy więc z radością w objęcia Morfeusza, a kierowca był jedyną osobą czuwającą w czasie drogi powrotnej.
Żeby dopełnić rytuału dziecięcego świętowania nie mogło się obyć bez prezentów i niezdrowego, ale jakże pożądanego przez najmłodszych jedzenia. Zostaliśmy zatem obdarowani nie tylko kolejnymi pieczątkami i odznakami, ale także mini zestawem do survivalowego przetrwania i smyczą z logo Klubu. Atrakcje żywieniowe zapewnił postój przy autostradzie, z wizytą w Mac Donaldzie wieczorową porą. Jak dla 8-latków wyjazd spełnił wszystkie urodzinowe standardy: było wesoło, z atrakcjami, z nauką i z zabawą do upadłego w czasie wspinaczki.
Zapraszamy na kolejną wyprawę już 16 czerwca 2018 r., też na wzniesienia Beskidu – tym razem Żywieckiego, a w czasie wakacji organizujemy tradycyjne wielodniowe Wędrowanie z Bogiem po szlakach wschodniej części Sudetów.
Agata Dąbal