„My nie damy rady?”
Wakacyjne „Rekolekcje w drodze” organizowane przez Katolicki Klub Turystyczny „Wędrowiec” na dobre wpisały się w harmonogram corocznej akcji „Wakacji z Bogiem”, nad którą czuwa Kościół Katolicki w Polsce. W poniedziałek, 21 lipca, o godzinie 1.15 zebraliśmy się (22 osoby) na głównym dworcu autobusowym przy stanowisku nr 4, aby wspólnie wyjechać na tygodniową wyprawę po Sudetach. Była to wspaniała okazja by w świetle Słowa Bożego dokonać refleksji nad swoim życiem i relacjami, które tworzymy, do poznania nowych ludzi, przeżycia niezapomnianych przygód i nauczenia się pakowania plecaka.
Spóźnieni bo po godzinie dziewiątej dotarliśmy do Wrocławia, a ponieważ nasz autobus do Głuszycy już od pół godziny był w drodze, wsiedliśmy do pociągu. Wysiedliśmy w Wałbrzychu, z którego wesołym i jakże „przestronnym” busem dojechaliśmy do Głuszycy. Chwila na zakupy i wędrówkę czas zacząć!!
Początki na trasie zawsze są trudne, ciężki plecak, pierwszy raz pod górę, nowi ludzie, jednak na brak humorów nie mogliśmy narzekać, pomimo wszelkich trudów, burzy i przelotnych opadów deszczu. Po zdobyciu szczytu Wielkiej Sowy do schroniska było już niedaleko. Dodatkową zachętą, aby iść dalej, była perspektywa obiadu po dotarciu do schroniska Zygmuntówka - pierogi ruskie albo naleśniki. Wieczorem chwila relaksu...
Następny dzień standardowo zwany najcięższym, ze względu na długość trasy, ponad 30 km, to nie lada wyczyn, ale jak to mówi nasz przewodnik Zygmunt „Pigmej” Solarski: „My nie damy rady?” Pogoda nam dopisywała, wyruszyliśmy po śniadaniu, całą drogę wiernie towarzyszył nam nasz paparazzi dokumentując nasze wybryki. Po drodze wdrapaliśmy się na wieżę widokową na szczycie Kalenicy, podziwialiśmy fantastyczne krajobrazy. Kawały i żarty sprawiały, że czas mijał bardzo szybko... Po trudnym i wymagającym podejściu zatrzymaliśmy się na popas na Górze Świętej Anny, jak zwykle kanapki „na bogatości”, konserwa „i te sprawy”, wspólne zdjęcie... Kolejna wieża widokowa na Górze Wszystkich Świętych i akcja poszukiwawcza zgubionego telefonu Pigmeja zakończona powodzeniem. Dalej szliśmy drogą asfaltową, nie wiedząc, że po drodze stoi Biedronka!! Zakupy były sprawą oczywistą... Zmęczenie dawało się powoli we znaki, ale nie daliśmy za wygraną. Dzielnie przemierzaliśmy pola, aby dojść do naszego celu - Wambierzyc.
W środę, nasz dzień rozpoczęliśmy od Eucharystii w Sanktuarium Matki Bożej Wambierzyckiej Królowej Rodzin. Każdy z nas miał też czas na chwilę osobistej modlitwy i adoracji Najświętszego Sakramentu. Złożyliśmy również na karteczkach modlitwy do Matki Bożej, które są jej przedstawiane w czasie nowenny w każdą sobotę o godz. 17.30. Wówczas także wieczorna Msza św. jest odprawiana w intencjach polecanych podczas nowenny. Po modlitwie gospodarze oprowadzili nas po sanktuarium i poznaliśmy szczegółowo historię tej dolnośląskiej kalwarii, zaczerpnęliśmy wody ze źródełka Matki Boskiej i ruszyliśmy w dalszą wędrówkę ku Górom Stołowym. Ich budowa geologiczna zachwycała nas swoim wdziękiem, a także dała schronienie podczas deszczu, aby można było spokojnie połaskotać żołądek jedzeniem. Po drodze niestety złapał nas deszcz, lało jak z cebra, w butach chlupało... Ale i to nas nie załamało! Umililiśmy sobie czas różnymi zgadywankami i doszliśmy na Szczeliniec Wielki, z którego rozpościerały się obłędne widoki na okolicę. Spędziliśmy wieczór popijając gorącą czekoladę, susząc buty i grając na gitarze z kolegami z Poznania.
Kolejny dzień rozpoczął się od wizyty chętnych osób w Piekiełku (skałki), a następnie od rozmowy na ważne tematy rekolekcyjne. Dzięki tym rozmowom i katechezom od początku wyjazdu stworzyliśmy zgraną, wesołą ekipę. Dobry humor nas nie opuszczał, szczególnie, że w Dusznikach Zdroju znów znaleźliśmy Biedronkę!! Nie mogliśmy się oprzeć pokusie, aby nie zrobić sobie przynajmniej jednego, malutkiego „selfie pod Biedą”. Następnie uważając na przydrożny Barszcz Sosnowskiego zmierzaliśmy ku schronisku PTTK „Pod Muflonem”, mijając po drodze pensjonat ZUS czyli „Zakład Uciech Społecznych – Ruszałka”. Dojście do schroniska było dość wyczerpujące, ale zostało wynagrodzone pyszną kolacją i wieczorem spędzonym w klasycznym starym schronisku.
W piątek dołączył do nas kolega Szymon. Rozpoczęliśmy dzień od Eucharystii. Pogoda była piękna, skromne 9 km do pokonania sprawiły, że nie musieliśmy się spieszyć, zwiedzaliśmy torfowiska, odpoczywaliśmy pod Zieleńcem, a szczególnie Panie, którym nasi wspaniali Kucharze i Kelnerzy serwowali danie dnia, czyli kanapkę z czekoladą z niespodzianką (ogórkiem) w środku. Po dotarciu do schroniska „Orlica” można było wyjść na króciutki spacerek na Orlicę (a było warto!!!) albo dalej odpoczywać i przespacerować się po Zieleńcu. Na szczególną uwagę zasługuje pieczątka schroniska o nietypowym rozmiarze i kształcie. Na kolację zjedliśmy naleśniki, potem spotkaliśmy się w jednym z pokoi na pogaduchy i różne zabawy.
Sobota nie była dniem bardzo ciężkim, jednak musieliśmy być zorganizowani, aby zdążyć na czas ze wszystkim co mieliśmy w planach. Na trasie było jak zwykle wesoło. Przemierzaliśmy torfowiska, które okazały się być niełatwym terenem do przejścia. Po dotarciu do schroniska, kąpieli (5 minut) w chłodnej wodzie i obiedzie nadszedł czas na najważniejszą część dnia Eucharystię. Na zakończenie podziękowaliśmy naszym Ojcom za zorganizowanie kolejnych rekolekcji wędrownych i wręczyliśmy im drobne upominki. Wieczorem chwila relaksu i czas na zabawy i rozmowy przy stole.
Ta ostatnia niedziela... była wyjątkowa, radosna, pełna wrażeń. Trasa dość długa, dla chętnych jeszcze dłuższa (znów się opłacało!!!) z Przełęczy Spalonej przez Jagodną do Międzylesia, gdzie czekaliśmy na pociąg do Wrocławia. We Wrocławiu ostatnie wspólne jedzenie kebabów i zapiekanek. Nieubłaganie zbliżał się czas powrotu do domu. O 4.30 w poniedziałek, 28 lipca, wróciliśmy do Rzeszowa, ostatnie wspólne zdjęcie i pożegnanie... ale tylko do następnego wyjazdu!! Ku górom!!!!!
Aleksandra Wnęk