Walczyć spokojem

W ostatnią sobotę lata – 17-go września 2016 r. – Katolicki Klub Turystyczny „Wędrowiec” wyruszył na wyprawę będącą swoistym przedłużeniem wakacyjnych wojaży. Zaplanowana trasa była równie długa, jak poszczególne etapy obozu wędrownego, ale zdecydowanie łatwiejsza i mniej wyczerpująca. Szliśmy z lekkimi plecakami, a przelotne, choć czasem intensywne deszcze, stanowiły dodatkowe urozmaicenie i zmuszały do szybkiego reagowania na zmienną aurę. Dodatkowo po drodze mogliśmy się posilić i odpocząć w dwu schroniskach: Bacówce nad Wierchomlą i na Hali Łabowskiej. Na jednym z przystanków w czasie wędrówki świętowaliśmy także urodziny Zygmunta Pigmeja Solarskiego – naszego Ojca Założyciela. Była laurka i wspólnie wyśpiewane życzenia.

Wyjechaliśmy z centrum Rzeszowa bardzo wcześnie, w zasadzie jeszcze nocą. Dzięki sprawności kierowcy naszego autobusu szybko i bezpiecznie dotarliśmy do Wierchomli Wielkiej, gdzie nawiedziliśmy byłą cerkiew greckokatolicką, a obecnie kościół parafialny pod wezwaniem św. Michała Archanioła. We wspaniałym wnętrzu tej świątyni uczestniczyliśmy we Mszy świętej, w czasie której wsłuchaliśmy się w skierowane do nas słowa czytań i nauki. Przypowieść o ziarnie przypomniała nam, że nie wolno zapalać się do kolejnych nowości słomianym ogniem, ale należy wytrwale i systematycznie działać, bo tylko takie podejście zapewnia osiągnięcie celu, pozwala pozostawić po sobie dobre ślady. Codzienne zmaganie się własnymi słabościami jest najtrudniejszą walką, często bez efektownych pojedynczych wyczynów, ale za to ze stabilnymi osiągnięciami. Zwyciężający szatana św. Michał Archanioł przedstawiony w ikonie i patronujący kościołowi, w którym modliliśmy się, również wzywał nas do takiej walki.

Ruszenie się z kanapy i wzięcie udziału w wyjeździe przy zapowiadanej niezbyt słonecznej pogodzie, to pierwsza możliwość sprawdzenia się w wytrwałości i pokonania swojego własnego lenistwa. Kolejne drobne potyczki to deszcz na trasie, trudne zejście i wędrowanie po co prawda pięknych szlakach, ale bez szczególnie spektakularnych gór, którymi można się chwalić wśród znajomych. Przecież Runek, Zadnie Góry i Makowica, które kolejno przemierzaliśmy, to nie Giewont, czy Rysy, znane wszystkim i budzące podziw. Po co więc wspinamy się na te pagórki nie przynoszące szczególnej chwały, po co wcześnie wstajemy i wracamy ciemną nocą. Czy robimy to dla kolegów, dla panoram, których nie ma w czasie deszczowej pogody, czy dla bolących nóg? A może jest to taka namacalna metoda sprawdzenia się. Może myślimy: dałem radę chociaż było trudno, następnym razem będę miał większą wprawę i będzie łatwiej, osiągnę więcej. Może czasem warto zastanowić się, jakie są owoce tego wędrowania. Przecież Klubowe wyjazdy, to nie tylko góry i droga, to przede wszystkim ludzie i doświadczenie bycia razem w grupie połączonej wspólnymi celami, z których wspięcie się na kolejną górkę naprawdę nie jest najważniejszym.

Jeśli chcesz się przekonać po co razem idziemy, to najlepiej sprawdź to sam, dołączając do Klubu.

Najbliższy wyjazd to osławione Bieszczady – już nie takie całkiem nieznane górki, bo kolorowy jesienny Smerek to historia sama w sobie doskonała.

Kolejne planowane wyjazdy to Beskid Niski, jedno- i wielodniowy. Wybierz się i poczuj na własnej skórze to szczególne poczucie jedności i samotności zarazem, w walce, w zadumaniu, w radości gwarnego poranka i w spokoju wieczornej ciszy – po prostu poczuj Mistykę Gór.

Agata Dąbal

Opublikowano dnia: 25.10.2016